Macierzyństwo to piękny stan, to piękne prawo to piękny obowiązek.
To dlaczego w tym całym pięknym macierzyństwie jest tyle łez? Dlaczego te matki tak płaczą do tych poduszek. Dlaczego te zdradzieckie łzy ciągle zbierają się pod powiekami aby wypłynąć w najmniej odpowiednim momencie.
Lęk.
Troska.
Wyczerpanie.
Brak własnego ja.
Zero wolnego czasu.
Utrata możliwości swobodnego decydowania o sobie.
Nerwy.
Złość.
Ból.
Głód.
Pragnienie.
I dopiszcie sobie co tu jeszcze tylko chcecie.
Możecie się ze mną nie zgadzać, ale tak na prawdę będziecie okłamywać same siebie. Macierzyństwo jest oparte na tych filarach. Koniec kropka.
Więcej mamy uczuć negatywnych niż pozytywnych. Stąd te łzy, stąd to psychiczne zrycie. Stąd to poczucie bezsilności, które w początkowym okresie są naszą codziennością. Nie każda mam płacze, nie każda mama narzeka. Ja taka byłam. Nie narzekałam bo trafiło mi się dziecko idealne. Łzy były. Bo jednak to wymarzone dziecko wywróciło ten świat do góry nogami. Oczywiście, że pozytywnie ale wywróciło. Nasze stare przyzwyczajenia, rozkład dnia, spotkania, spacery, aktywność to wszystko musiało zostać przewartościowane. I kiedy wieczorem masz ogromną ochotę poleżeć w wannie z dobrą książką trochę wracasz myślami do tamtych chwil. Bo teraz zamiast czytać sobie dobry kryminał, bujasz w ramionach dziecko (od godziny) czytając mu po raz 39439042304832094 “na straganie”. Nie zrozumcie mnie źle. To jest piękne, to jest cudowne ale stąd bierze się czasem ta nasza złość, frustracja, bezsilność.
Mamy jednak broń w walce z tymi uczuciami.
Jest nią bezwarunkowa miłość. Miłość tak czysta i piękna, że nie potrafimy jej nawet opisać. Uczucie, które objawia się w każdym Mamo, gdy nasze dziecko chce nam pokazać swoje nowe znalezisko. Miłość, która objawia się w spojrzeniu, gdy nasze dziecko posiądzie nową umiejętność. To jest chyba najcenniejsza “rzecz” w tym całym trudnym macierzyństwie.
Te oczy, które widzą tylko nas.
To dziecko, które nie zna jeszcze fałszu, manipulacji i jest szczere jak kryształ.
Ta miłość wylewająca się z każdego przytulenia.
To mama jest zawsze pierwszą myślą dziecka po wyjątkowym wydarzeniu, czy to dobrym czy złym. Ja do tej pory, gdy wydarzy się coś niesamowitego w moim życiu, pierwszy telefon wykonuję do mamy! Bo to moja powierniczka, to ona mnie wspierała całe życie, to ona dodawała mi skrzydeł, to ona wysłuchiwała mojego trajkotania. To ona była na dobre i na złe. I jest nadal. I będzie. Bo to Matka.
I tak teraz ja czerpię siłę z każdego Mamo, z każdego przytulenia, z każdego spojrzenia. Najbardziej uwielbiam wzrok gdy uda mu się coś stworzyć, zrobić, postawić. Patrzy na mnie z taką dumą, szuka aprobaty, szuka miłości. I ją znajduje. I stąd też są łzy. Łzy bezgranicznego wzruszenia. Łzy przemijającego czasu. Zdradzieckie łzy, które niby są dobre a jednak jest w nich odrobina smutku. Że czas przemija, że już nigdy ten moment się nie powtórzy, że niedługo nie będzie już nas to dziecko tak potrzebować. I co wtedy? Co wtedy się stanie z tym naszym matczynym głupim sercem.
Nie tylko my jesteśmy dla dzieci. To dzieci są dla nas, są naszym paliwem, naszym motorem do działania a przede wszystkim są miłością naszego życia. Bo takiej miłości nie ma nigdzie indziej. Nic nie może się równać z mocą tego uczucia. Teraz już to wiem, chociaż nigdy w to nie wierzyłam. Teraz to wiem. http://kamciamamcia.pl/2019/01/04/jestem-ta-matka/