Jak moje dziecko przestało być marudą.

Czas czytania: 3 minut

Jasiek ma już prawie cztery miesiące (Matko jak to zleciało!). Przez ten czas poznawaliśmy się wzajemnie, w sumie to nadal się poznajemy i nie sądzę żeby ten proces kiedykolwiek się zakończył. Codziennie zaskakuje mnie jakimś swoim wyczynem. Dacie wiarę, że wczoraj przewrócił się z brzucha na plecy?? Oczywiście w kompletnie złym wzorcu ale taki to z niego już raptus i ciekawy człowieczek. Chyba po Mamusi – jak się uprze to nie ma przebacz. Ale ja dziś nie o tym. Przez pierwsze tygodnie moje dziecko, jak większość innych noworodków miał w zwyczaju jeść, spać i zapełniać pieluszki. Ot taki napięty harmonogram dnia. Proporcjonalnie do przybierania mniej skurczonej pozycji rosły okresy jego czuwania. Okazało się, że Janek jest pogodnym, ciekawym świata i marudnym dzieckiem. O ile pogoda ducha i ciekawość bardzo nam wszystkim odpowiadały, tak z tym marudzeniem mieliśmy problem. No bo wiecie, dziecko ideał – przesypia noce, nie ma kolek, nie ryczy, chce się bawić itd. itd. i tu taka skaza na porcelanowej otoczce. W ciągu dnia niewiele spał. Przesypiał tylko spacery i już. W związku z tym marudkował. Nie chciał się dłużej bawić, jęczał, tylko rączki i rączki. Ale przecież takie małe dzieci mają dosyć krótkie okresy czuwania i dosyć szybko się nudzą, więc jakby to nie było coś nienaturalnego. Moja Madre mówiła :”Nie bądź pazerna. Dziecko przesypia noce a Ty jeszcze psioczysz”. W sumie to każdy mi powtarzał, że zbyt wiele wymagam, że dziecko ideał a mi jeszcze źle. No i ja sobie myślałam, że pewnie mają rację, że taka natura dziecka. Przecież wiele jest takich dzieci. Jednak coś mi tam nie grało do końca. Jako młoda, niedoświadczona matka stykałam się z milionem innych problemów, więc ten nie był jakiś taki bardzo na tapecie. To był problemik działający w tle. I pewnie tak by sobie działał i działał, ale wydarzyło się coś…

Akcja z monitorem oddechu opisana w innym poście wymusiła na nas wizytę w szpitalu dziecięcym (swoją drogą szpital genialny, lekarze fantastyczni). Przed tym wydarzeniem byłam z Jasiem u czterech różnych pediatrów (wiecie poszukiwania tego jedynego dla mojego dziecka) i żaden nie zwrócił uwagi na bladość mojego dziecka. Ja na to uwagi nie zwróciłam również, gdyż ja sama jestem biała jak ściana. Pomyślałam, że to sprawka rodzinna. W ogóle to nie był dla mnie problem. I okazało się, że był to błąd! W szpitalu moje dziecko zostało zbadane przez czterech lekarzy (full serwis) wzdłuż i wszerz. Przyszłam z problemem bezdechu a wyszłam z anemią. Tak. Lekarki zwróciły uwagę na delikatną bladość (obcięły mnie wzrokiem i skwitowały Mamusia do ciemnych nie należy;), zleciły badania i proszę. Otrzymałam oczywiście zapewnienie, że to nic takiego często się zdarza ale raczej u wcześniaków (dzieci magazynują żelazo w ostatnim trymestrze ciąży). W ogóle proszę się nie martwić, należy suplementować żelazo i czekać. Wszystko będzie all right – usłyszałam. I powiem Wam, że zapytałam dla pewności dr. Google co on o tym myśli i o dziwo potwierdził – nie ma się czym na razie martwić. To się nie martwiłam.

Mając 9 tygodni moje dziecko nauczyło się jeść łyżeczką! Podawaliśmy żelazo w postaci zawiesiny do rozmieszania w mleku. Ściągałam swoje mleko, mieszałam z żelazem (oczywiście to było kilka mililitrów) i karmiłam Jasia łyżeczką. Jadł pięknie 🙂 Następnie – ta jedyna – pediatra w przychodni poleciła żelazo w płynie podawane strzykawką. I tak jest już dużo lepiej. Podajemy do dzisiaj. I teraz zaskoczenie moje dziecko nie marudzi! Na serio. Efektem małej ilości żelaza były kłopoty ze snem. Znaczy nie to, że nie marudzi w ogóle 🙂 Co to to nie. Marudzi jak jest śpiący, jednak potrafi zasnąć! Nie jest oczywiście tak, że wkładam do łóżeczka, całuję w czółko i hip hip hurra dziecko śpi. Mam swoje sposoby na usypianie i trwają troszkę dłużej, ale liczy się to że zasypia. Budzi się uśmiechnięty i gotowy na kolejne nowe doświadczenia. I pomyśleć, że gdyby nie monitor oddechu anemia mogłaby być rozpoznana znacznie później i leczenie nie przebiegało by tak łatwo i szybko. Czyli moja hipochondria na coś się jednak przydała!

 

Miłego dnia

Jeśli spodobał Ci się ten wpis to będę bardzo wdzięczna, gdy zostawisz komentarz, polajkujesz wpis na moim fanpejdżu, wpadniesz na instagrama lub polubisz mnie na FB.