Kolejny produkt otrzymany dzięki współpracy z Alimero.com okazał się bardzo trudnym wyzwaniem. Książka “Pułapka nadopiekuńczości” napisana przez Julie Lythcott-Haims sprawiła mi dużą trudność. Często biłam się z myślami, nie zgadzałam się z autorką po to, aby za chwilę przyznać jej rację. Lektura trudna dla naszej głowy, bo obnaża nasze zachowania. Zachowania jako rodziców.
Kilka razy odłożyłam ją na półkę odgrażając się, że jej nie przeczytam do końca. Za parę chwil jednak wracałam do niej z ciekawością. Łamie bariery, obnaża lęk, wskazuje nam nasze słabości. Analizuje zachowania rodziców oraz pokazuje jak te zachowania wpływają na przyszłość dzieci. Próbuje bronić przyszłości naszych dzieci, które przez naszą nadopiekuńczość stają się bezradne wobec świata. Nadopiekuńczość tworzy istoty wrażliwe na wszelką krytykę, niepotrafiące znieść niepowodzeń i przekazujące wszelkie problemy i kłody na swej drodze troskliwym rodzicom. Tak, tak. W Japonii czteroletnie dzieci podróżują same metrem dowiedziałam się z tej książki. Włos zjeżył się na mojej głowie. Zaufanie do dziecka to jedno, zaufanie do świata to drugie.
Autorka przekonuje nas, że ilość wykroczeń, porwań i zbrodni na dzieciach nie zwiększyła się w ciągu ostatnich lat, wręcz uległa zmniejszeniu. Rozwój mediów oraz nagłaśnianie przypadków tragicznych sprawiły, że rodzice lękają się o swoje dzieci i zaborczo bronią im dorastania. Ta troska zamieniła się w nadopiekuńczość, która według pani Julie nie jest właściwym narzędziem wspomagającym prawidłowy rozwój młodego człowieka.
Jak już pisałam, książka jest mega trudna jeśli się ma zapędy troskliwej mamusi. Jeśli chcemy naszemu dziecku przychylić nieba nie zważając na nic to możlwie, że książka kompletnie do nas nie trafi. Możliwe też, że otworzy nam oczy. Ja wiem jedno. Gruntownie sobie moje zachowanie przejrzałam. I wnisoki są, dużo wniosków.
Poruszony też został tutaj aspekt nadmiernej kontroli. Technologia umożliwia nam sprawdzanie naszego dziecka w każdej płaszczyźnie jego życia. Social media sprawiają, że dzieci same udzielają takich infomacji światu – gdzie są, z kim, co robią. Teledony co godzinę, smsy o określonych porach itd. itp. Wg. autroki nie jest to konieczne, my wychowaliśmy się kiedy telefony nie były częścią naszego życia i rodzice nie mieli nas jak kontrolować. Niby racja. Jednak, gdyby cokolwiek mojemu dziecku się stało a ja pomimo, że mogłabym temu zapobiec, nie zrobiłabym tego nigdy nie wybaczyłabym sobie tego marazmu. Zasada ogranicznego zaufania dotyczy innych ludzi. Może to też jest twór naszych czasów?
Przkonajcie się sami.
Warto przeczytać i pomyśleć.