Legenda głosi, że każda matka to ma. Wikipedia nie zna tego hasła. Intuicja natomiast to pojęcie potoczne.
“Intuicja objawia się w postaci nagłego przebłysku myślowego, w którym dostrzega się myśl, obraz, rozwiązanie problemu lub odpowiedź na nurtujące pytanie. Często mylona jest z przeczuciem o podłożu emocjonalnym. Natura intuicji wynika z tego, że jest ona procesem podświadomym, którego nie można kontrolować, można jedynie dopuszczać lub odrzucać podawane rozwiązania”
Macierzyńska intuicja – to jakaś magia??
Czymże, więc jest ta macierzyńska intuicja? Dla mnie to są dwa słowa “ja wiem”. Można ją rozpatrywać na wielu płaszczyznach, dobrze bądź źle. Intuicja może być też mylona z lenistwem – ja wiem, więc nie mam zamiaru się dokształcać, lub ja wiem jak mam się zająć moim dzieckiem – nie będę słuchać rad. Mnie jednak nie chodzi o te skrajne (bądź nie) przypadki, lecz jak to u mnie matki-polki-hipochondryczki o intuicję związaną z chorobami.
Czy któraś matka, może z czystym sumieniem rzucić we mnie kamieniem i powiedzieć :”ja nigdy nie podejrzewałam u swojego dziecka żadnej rzadkiej choroby”. Jeśli tak, to chciałabym uścisnąć takiej matce rękę i zapytać się JAK TO ZROBIŁAŚ? Serio. Wszystkie mamy, z którymi miałam okazję porozmawiać podejrzewały u swoich dzieci autyzm lub jakieś rzadkie choroby genetyczne. Ba, nawet pediatra mojego syna podejrzewała u swoich dzieci autyzm. Czymże jest w takim razie wiedza medyczna w porównaniu z macierzyńską intuicją?
“Nic dziecku nie jest, a Pani to się zajmie czymś pożytecznym a nie wynajdowaniem chorób”
Znam bardzo wiele przypadków, kiedy te podejrzenia okazywały się mylne. Było kilka objawów, które pod schorzenie można by podciągnąć, na szczęście w ostatecznym rozrachunku okazywało się, że dziecko jest zdrowe, po prostu tak ma. Dzieci są różne, inaczej się rozwijają i to jest święta prawda, każdy to powtarza jak mantrę. Jednak matka to matka, nadwrażliwa czy nie ale intuicja działa w tle. Są też przypadki z drugiego końca tego sznurka, takie w których ta matka, wyśmiewana przez innych miała rację. Matka, która po prostu wiedziała, że z jej dzieckiem coś jest nie tak. Matka, która dała sobie wmówić przez bliskich, że jest paranoiczką. Matka, która oszukiwała sama siebie, że wszystko jest ok, że przesadza, że przecież te choroby to się nie przytrafiają nam tylko innym. Matka, która jest traktowana przez lekarzy z góry. Matka, której lekarze mówią, że przesadza i doszukuje się czegoś czego nie ma (przykład Jasia i obniżonego napięcia mięśniowego o którym przeczytasz TUTAJ). Matka, która nie może sobie tego wybaczyć przez wiele następnych lat.
Często, ta nasza macierzyńska intuicja może prowadzić nas na manowce. W dobie internetu i dr googla jest ciężko nie popaść w paranoję. Niestety, choroby nie wybierają. Szeroki dostęp do informacji medycznych i pseudomedycznych prowadzi często do problemów, ale czasem może komuś pomóc lub nawet uratować. Jeżeli masz jakiekolwiek wątpliwości to poradź się specjalisty i obserwuj dziecko. Mój ginekolog, kiedy byłam jeszcze w ciąży powiedział mi mega mądrą rzecz (mówił dużo mądrych rzeczy)
“Lepiej jest sprawdzić 10 razy za dużo niż raz za mało”
było to w kontekście krwiaka zagrażającego ciąży, więc sytuacja była bardzo poważna. Ciągle zawracałam mu głowę smsami bo coś mnie niepokoiło. Nigdy nie stracił cierpliwości, zawsze był pomocny.
Niejednokrotnie czytamy nagłówki w gazetach – Tylko macierzyńska intuicja uratowała dziecku życie. Wiele mamy takich opowieści w rodzinie! Jak się dobrze zastanowicie na bank coś Wam przyjdzie do głowy.
Moim zdaniem ta cała macierzyńska intuicja to taki dar, dla nas kobietek. Żeby było nam łatwiej, żeby było nam lepiej. A to, że nasze główki rozbudowały sobie z czasem ten radar na max możliwości, toteż czasem włącza się zbyt często, gdy zagrożenia nie ma.