Karmienie piersią to temat dla każdej mamy istotny. Każdy się z tym zgodzi. Niewiele mam karmi swoje dziecko wyłącznie piersią do 6 miesiąca życia, jak jest zalecane przez Światową Organizację Zdrowia. Niewiele bo tylko 4%, i ten wynik stawia nas w końcówce krajów europejskich. Powodów jest wiele i nie mnie to oceniać. Ja jestem daleka od wydawania osądów na temat sposobów karmienia. Ba, ja byłam przekonana, że moja jak to się pięknie w necie nazywa, mleczna droga potrwa góra kilka tygodni. Nie nastawiałam się zupełnie na powodzenie, z powodu RZS. Stało się inaczej. Karmię Jasia już 7,5 miesiąca i z tego miejsca chciałabym Wam powiedzieć jak to wygląda naprawdę. Chciałabym Wam powiedzieć, coś o czym się głośno nie mówi a co moim zdaniem jest szalenie ważne, szalenie ważne aby inne mamy nie wstydziły się swoich myśli.
Zanim przejdę do sedna muszę coś wyjaśnić. Ja jestem za karmieniem piersią. Ja rozumiem wszelkie korzyści płynące z tego faktu. Ja polecam wszystkim kobietom walkę o to karmienie, bo wiem, że nie zawsze jest kolorowo. I właśnie o tym nie zawsze jest kolorowo chciałabym napisać. Proszę, abyście nie pomyśleli sobie, że jestem przeciwniczką tego rodzaju żywienia niemowląt, bo wcale tak nie jest. Jednak po 7 miesiącach chcę jasno i otwarcie napisać jak rzeczywiście to wygląda. Każdy zawsze skupia się na plusach ale każdy medal ma dwie strony, tak samo jest i tutaj.
Czujesz się jak krowa dojna
Twoje piersi już nie są Twoje. Należą do dziecka. Przed śniadaniem Twojego dziecka wyglądają jak dwa piękne, jędrne arbuzy/melony/jabłka (skreśl niepotrzebne) aby za kilka minut stać się dwoma zgniłymi gruszkami. Przykre ale prawdziwe. Obserwujesz to z rosnącym niepokojem, no bo jak to będzie wyglądać jak już zakończysz całkiem karmienie piersią. Odpowiedzi na to pytanie nie znam, ale z opinii innych mam wynika, że nie ma się z czego cieszyć. I wiesz, że robisz dla dziecka to co najlepsze, ale w głębi duszy martwisz się o to co będzie później z Tobą, z Twoim ciałem. Nie masz nad tym kontroli i chyba to jest najgorsze.
Jesteś niewolnikiem
Przez pierwsze miesiące nie możesz nigdzie wyjść sama. I wiecie co jest najgorsze? Że to nie ty jesteś tak niezastąpiona tylko Twoje cycki! Ciebie może nie być, ważne żeby były Twoje cycki. Wyjście do głupiego fryzjera staje się przedsięwzięciem logistycznym najwyższego szczebla. Moje pierwsze wyjście samodzielne, bez dziecka wcale nie było takie samodzielne jak bym sobie tego życzyła. Z racji ciepłej pogody, tatuś wyszedł z synkiem na spacer. W tym swoim lęku separacyjnym (cycki muszą być w pobliżu bo co ja biedny zrobię) postanowił być w pobliżu mnie. I w ten oto sposób zrobił pierdylion kółek wokół zakładu fryzjerskiego abym nie odpoczęła zbytnio psychicznie. Nie muszę chyba dodawać, że z farbą na łbie musiałam szybko wyskoczyć i nakarmić dziecko. Te pierwsze miesiące były trudne. Oczywiście nie tylko z powodu karmienia, ale ta świadomość, że nie możemy się oddalić, nie możemy pobyć same była okropnie przytłaczająca. Bo matki nikt się nie pyta czego ona potrzebuje, czego ona by chciała. Matka staje się tylko cyckami bez prawa głosu.
Mleko wszędzie
Czy ktoś z Was lubi nie panować nad swoim ciałem? No chyba raczej trudno będzie o odpowiedź twierdzącą. Wyobraźcie sobie, że mleko leci w najmniej odpowiednich momentach i nie macie nad tym procesem żadnej, ale to kompletnie żadnej kontroli. Przez pierwsze miesiące, zanim ta laktacja się unormuje trwa festiwal tryskania mlekiem. Jak karmisz jedną piersią z drugiej leci fontanna. Jak się wzruszysz – fontanna. Jak dziecko zapłacze – fontanna. Jak dziecko się uśmiechnie – podwójna fontanna bo oprócz radości dochodzi wzruszenie. W najmniej odpowiednich momentach Twoje cycki postanawiają uraczyć Cię porcją niepotrzebnie wyprodukowanego mleka. I ja głupia, dopiero po kilku tygodniach odkryłam podpaski do stanika (nobel się powinien należeć temu kto je wynalazł).
Dieta matki karmiącej
Ja wiem, że żadnej diety nie ma. Wiem. Jednak nie zgodzę się z tym tak do końca. Po pierwsze zero alkoholu, nie to żebym ja jakąś alkoholiczką była, ale to już jakieś ograniczenie jest. Oczywiście zero papierosów, za co z perspektywy czasu jestem ogromnie wdzięczna, bo jak przez całe życie rzucić nie mogłam tak Jasio załatwił to raz dwa. Ostrożność w dobieraniu leków. Ja przy RZS odczuwam to dosyć mocno, ale każda kobieta może chociażby zachorować na grypę i wtedy problem już powstaje. Następne ograniczenie to alergia u dziecka, ja np. nie mogę jeść jajek bo u syna od razu wyskakują krostki. Także niby diety matki karmiącej nie ma a jednak coś tam trzeba przestrzegać. Pamiętam jak Jasio miał trzy miesiące i zjadłam surówkę z kapusty. Syn pierwszy raz w życiu płakał wtedy przez pół godziny bez wyraźnego powodu. I co sobie wtedy taka mam myśli? Że to przez nią, że to przez tą kapustę, że gówno prawda z tą dietą, bo najgorsze co może być to płacz dziecka. I wtedy wszystkie mądre artykuły mamy gdzieś i więcej tej kapusty nie zjemy. Tak w praktyce wygląda brak diety matki karmiącej.
Wstawanie w nocy
W nocy zawsze musisz wstać. Tak jak w punkcie 2 już wspomniałam Twoje cycki muszą być na posterunku. Tata, żeby nie wiem jak chciał Ci pomóc to i tak musisz wstać, bo cycki ojca są bezużyteczne. W ten sposób od 7 miesięcy nie spałam dłużej niż 6 godzin (chociaż i tak Janek jest cudownym dzieckiem jeśli chodzi o sen). Teraz matki karmiące butelką powiedzą: “nawet nie wiesz jaka to wygoda”. Zgodzę się, ja nie muszę niczego podgrzewać, ciepłe mleko mam o każdej porze ale muszę podać je ja, a w przypadku butelki może to być ktokolwiek inny. Taka różnica, subtelna różnica powoduje, że bycie niewolnikiem osiąga poziom hard.
Twój wizerunek w oczach dziecka
Przykro to stwierdzić, ale w oczach dziecka, matka jest jednym wielkim chodzącym cyckiem. I przyzna to każda karmiąca. Z ojcem dziecko się bawi, wspina, przytula no po prostu wariuje. Widzi matkę i co się dzieje? Zaczyna ją zjadać i nie jest istotne do jakiego jej kawałka się dostał. Ja się czasami zastanawiam czy jestem do czegokolwiek jeszcze temu dziecku potrzebna. Odpowiedź jest twierdząca, jestem również jego niewolnikiem ale o tym kiedy indziej 😉
To są chyba główne sytuacje, z powodu których czasem przeżywam kryzys. Z powodu których czasem mam ochotę przestać karmić. Ale wtedy przypominam sobie o plusach. W ostatecznym rozrachunku plusów jest dużo więcej niż minusów, stąd nadal jestem matką karmiącą. Czerpię z tego swego rodzaju radość, wiem że daję dziecku to co mogę dać najlepszego ale są też chwile zwątpienia.
W naszym społeczeństwie nie mówi się o tym głośno. Wręcz przeciwnie, karmienie piersią pokazywane jest na sielankowych obrazkach. Olśniewająca mama, posprzątany cudowny dom a ze zdjęcia aż bije poświata boskości. Nie zawsze tak jest i miejmy odwagę to przyznać. Kobieto, nie tylko Ty masz takie myśli i nie ma w tym nic złego! Warto jest walczyć o karmienie piersią, ale warto jest też mówić o jego ciemnych stronach. Niech inne kobiety wiedzą, że nie są same w swoich obawach, że wiele innych mam ma takie same myśli i problemy i że nie ma w tym nic złego!
A jak jest u Ciebie? Być może Twoje uczucia są z zupełnie innego bieguna? Bardzo chętnie poznam Twoją opinię 🙂
Jeśli spodobał Ci się ten wpis to będę bardzo wdzięczna, gdy polajkujesz wpis na moim fanpejdżu, wpadniesz na instagrama lub polubisz mnie na FB.