To jest trudny temat, zawsze, dla każdego. Nie ma znaczenia po której stoisz stronie. Nie ma znaczenia który to tydzień ciąży. Nie ma znaczenia które to dziecko. W tej sytuacji nic nie ma znaczenia. Jest tylko ból. 15 października to Dzień Dziecka Utraconego. Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele jest rodzin wokół nas, dla których jest to szczególny dzień.
Kiedy świat rozpada się na milion kawałków
Różnie przeżywa się ból. Różni się także czas przeżywania tej straty, czas żałoby. Różni się nastawienie do życia, napęd do działania, chęć do czegokolwiek. Tak samo różne jest zachowanie rodziny, komentarze, wsparcie bądź jego brak. Czy jest jakaś recepta, takie savoir – vivre zachowania się w takich sytuacjach? Czy można uniwersalnie do tego podejść? Moim zdaniem nie ma. To nie jest jak przy kichnięciu – mówimy na zdrowie i po sprawie. Nie ma schematu, nie ma wytartych zdań, bo najgorsze co można usłyszeć to “będzie dobrze” lub “czas leczy rany”. Skąd to wiem? Z autopsji. Wiem, bo byłam w takiej sytuacji. Chociaż może tylko mnie to uwierało. Ludzie są różni i różne rzeczy dzieją się w ich duszach. Jedni potrzebują poklepania po ramieniu, inni przytulenia jeszcze inni zostawienia ich w spokoju, pragną w samotności przeżywać ten ból. Problemem jest brak zrozumienia i bycie pomocnym na siłę.
Czy można być uśmiechniętym i iść dalej mając w duszy ogromną pustkę? Można.
Czy można udawać aby uniknąć tych wszystkich pustych słów, litości, tych spojrzeń? Można.
Czy można pogodzić się z tą stratą i jednocześnie co kilka miesięcy przeżywać ją na nowo całym sobą? Można
Czy można mówić o tym wciąż i wciąż każdemu? Można
Czy można milczeć, denerwować się na samą wzmiankę o tym? Można
Wymieniać mogę tutaj godzinami. Wszystko można. Wszystko. Nie wszyscy są w stanie to zaakceptować. To, że reakcje są tak różne jak różni są ludzie. To, że nie każdy działa według norm społecznych. To, że nie każdy potrzebuje żałoby. To, że ktoś potrzebuje tej żałoby zdecydowanie więcej i zdecydowanie silniej niż inni. Wsparciem są bliscy i specjaliści. Tak. Warto czasem porozmawiać z kimś obcym, kto nie oceni, kto wysłucha, kto pomoże nam zajrzeć wgłąb swego serca. Bo pomimo, że wszystko wydaje nam się cacy, często jesteśmy potłuczeni i posklejani na taśmę.
Poradnik?
Jeśli chcecie rady to źle trafiliście. Temat jest dla mnie ciężki i bolesny. Długi okres starania się o dziecko i poronienie. Wiem jedno, sztuką było balansować na tej cienkiej linii osobom z mojego otoczenia. Pytania w stylu: “I co udało się?”, “nie martw się, co ma być to będzie”, “za miesiąc się uda”, “no trudno, bywa” sprawiały, że w mojej głowie powstawały scenariusze godne piły. Znam jednak kobietę, która właśnie takiego wsparcia oczekiwała, dla której te zdania były paliwem napędowym, która potrzebowała tego by dalej żyć. Niektórzy wierzą w słowo mówione, utrwala się ono i z czasem wierzą że tak będzie, że inni mają racje, bo przecież mają prawda? I nikt nie ma prawa tego oceniać. To są dramaty i różnie na nie reagujemy.
Czy ten dzień jest potrzebny?
Dzień Dziecka Utraconego? Tak. Owszem. Oczywiście. To jest ta chwila, kiedy rodziny mogą się na moment zatrzymać. Dzień modlitwy, refleksji, tęsknoty i bólu. Bólu, który często powraca, towarzyszy nam w tej naszej codzienności. Ja dzisiaj też oddałam się refleksji. Było mi to potrzebne. Dni wypełnione są Jasiem, mogę go przytulić, pocałować. Tego utraconego dziecka nigdy nie przytulę. Otarłam dziś kilka łez, wyobraźnia uleciała w przestworza. To był malutki człowiek i należy mu się chwila uwagi, chociaż ten jeden dzień w roku.
Wszystkich, dla których ten dzień jest równie szczególny, mocno przytulam. Jeśli chcecie podzielić się ze mną Waszymi odczuciami, będę niewiarygodnie szczęśliwa. Jeśli nie to też jest w porządku. Dużo siły dla Was.
Jeśli spodobał Ci się ten wpis to będę bardzo wdzięczna, gdy polajkujesz wpis na moim fanpejdżu, wpadniesz na instagrama lub polubisz mnie na FB.