I tak oto 10 miesięcy minęło, już jakiś czas temu. Miałam przerwę w pisaniu bo… No właśnie, bo. Wszystkie wymówki są słabe, naciągane i mogę je sobie wsadzić…. No bo remont pokoju- co to za przeszkoda, no bo praca po 12 h – przecież wcześniej też pracowałam, no bo brak weny – lenistwo raczej, i tak mogę mnożyć i przytaczać dyrdymały. Na nic to się nikomu nie przyda. Zatem do rzeczy:
10 miesięcy
Ja nie wiem jak, nie wiem kiedy, nie wiem w ogóle co się wydarzyło z tym czasem, że on tak gna!!! Czas pędzi jak szalony, dzień za dniem przemija, zostają wspomnienia i zdjęcia. Dopiero teraz to widzę, na tym etapie dociera do mnie znaczenie słów “upływający czas widać po dzieciach”. Podpisuję się pod tym, chociaż to dopiero 10 miesięcy. Staram się nie wyczekiwać na coś, staram się czerpać z tego czasu garściami, staram się celebrować każdy moment, każde osiągnięcie, każdą sytuację z nadzieją, że czas się zatrzyma, że chociaż odrobinę zwolni swój szaleńczy pęd. Nic z tego, on pędzi coraz szybciej. Ludzka pamięć jest zawodna i wybiórcza, wiecie że nie pamiętam ile Jaś ważył w poszczególnych okresach swojego życia zarówno płodowego jak i po drugiej stronie? Kurcze, to były dla mnie zawsze informacje najwyższej rangi, pierwsze uwagi wymieniane z innymi rodzicami dotyczyły wagi. Teraz muszę sięgać do dokumentów. Czy to starość? Powiedzcie, ze Wy też tak macie 🙂
Skille Jasia
Zastanawiacie się co ten Jasiula osiągnął przez ten miesiąc? Nie będzie to post tak obszerny jak z miesiąca 9 http://kamciamamcia.pl/2018/04/26/9-miesiac-zycia-jasia-wady-postawy/bo tamten był pierwszym z tej serii (że ja na to nie wpadłam 9 miesięcy temu) 😉 ale swoje zrobił chłopaczyna i należą mu się oklaski. A zatem:
# stoi sam przy meblu trzymając się jedną ręką (drugą w tym czasie macha do plebsu czyt. do mamy jak przystało na króla)
# wkłada i wyjmuje przedmioty do wszelkich możliwych pudełek
# robi papa
# mówi nie (raczej eee ale świadomie 🙂
# lęk separacyjny to jego najlepszy przyjaciel
# wybrał sobie ulubioną przytulankę <3
# popisuje się 😀 jak tylko zauważy, że coś nas śmieszy powtarza to milion razy
# raczkuje z precyzją mistrza
# otwiera wszystkie szafki, szuflady
# uwielbia przekładać ubrania z miejsca na miejsce
To chyba było by tyle z jego umiejętności. Prawda, że chłopak spisuje się na medal? Każy dzień to dla niego nowa przygoda, każdy dzień to dla niego niesamowite wrażenia, cudowna ekscytacja wszystkim naokoło. Obserwując go, zastanawiam się kiedy ja zatraciłam tą dziecięcą ciekawość, kiedy nadmierne “podniecanie się” stało się niefajne i zostało zastąpione nudą i poker facem. Kiedyś jarało mnie wszystko, teraz wszystko mnie nudzi.
Chodzenie niemowlaka – wyścig o wszystko
Tak z innej beczki, czy prowadzacie/ prowadzaliście dzieci za rączki aby szybciej nauczyły się chodzić?
Ja tego nie robię i proszę osoby znajdujące się w pobliżu Jasia aby uszanowały moje zdanie i również tego nie robiły. Spotyka się to z różnymi opiniami i minami. Nie zrozumcie mnie źle, ja po prostu mam zdanie, że kiedy John będzie gotowy chodzić to to zrobi, jak z siedzeniem. Ja na serio nie czuję potrzeby aby on tak szybko zaczął chodzić (i tak wiele roboty jest przy raczkowaniu a co to będzie jak zacznie chodzić ;). Uważam, że kiedy on, a także jego ciało będzie czuło, że to ten moment – to to zrobi. Jeżeli ktoś uważa inaczej to ja to szanuję. Każdy z nas, w swoim życiu kieruje się swoimi zasadami, przekonaniami i podejmuje decyzje, decyzje swoje własne, poparte dostępną wiedzą i doświadczeniem zgromadzonym przez siebie czy też bliskich.
Dlaczego innym ludziom tak ciężko jest to uszanować? Wkurza mnie to. Oj bardzo. Mam wrażenie, że ludzie patrzą na mnie jak na wariatkę. Przez takie sytuacje do mojej głowy coraz częściej zagląda myśl, że to ja się mylę i robię mojemu dziecku krzywdę, bo wszystkie ciocie, babcie przecież nie mogą się mylić, bo pani spotkana na ulicy z dezaprobatą słucha moich wymysłów, bo ktoś pokręci głową lub niedajboże otwarcie mnie skrytykuje. Bo skoro ja miałam chodzik i żyję to dlaczego nie kupię i mojemu dziecku. Oczywiście chodzik i chodzenie za rączkę to tylko wierzchołek góry lodowej…
Jak sobie z tym radzić?
Róbcie swoje. Jeżeli Wasze postępowanie jest zgodne z wiedzą medyczną, nie krzywdzicie dziecka, pediatra aprobuje Wasze decyzje i wybory a tylko “ciocie, babcie” uważają, że lekarz jakiś dziwny i na pewno się myli to róbcie swoje. Wy jesteście rodzicami i Wy wiecie najlepiej. To, że nasze mamy musiały się słuchać swoich mam, nawet kiedy miały wrażenie, że to co się dzieje wokół ich dziecka nie jest dobre i nie mogły zaprotestować, nie oznaczy że my też mamy tak przesrane! To są inne czasy, to są czasy kiedy w końcu to my mamy głos, kiedy świadome wychowanie wspierające rozwój jest trendem. Kiedy jest mnóstwo dostępnych badań, publikacji na temat wychowywania dzieci do których mamy dostęp!
Jest ciężko ale można.
A jak to jest u Was? Jak radzicie sobie z radami i dezaprobatą.
Jeśli spodobał Ci się ten wpis to będę bardzo wdzięczna, gdy polajkujesz wpis na moim fanpejdżu, wpadniesz na instagrama lub polubisz mnie na FB.